sobota, 19 czerwca 2010

Wincenty Witos. Przemówienia.


23 III 1920. Przemówienie na wiecu chłopskim w Tarnowie

Wincenty Witos przemawiał z balkonu domu, w którym mieścił się sekretariat zarządu powiatowego Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast". Stał wtedy na czele Rządu Obrony Narodowej, który powstał 24 lipca 1920 r. Tydzień przed przyjazdem do Tarnowa rozegrała się bitwa w obronie Warszawy. W zgromadzeniu uczestniczyło ponad 20 tysięcy chłopów z 8 okolicznych powiatów.


Szanowni zebrani!

W dniach między 14 a 16 sierpnia br. przed bramami Warszawy, stolicy Polski, odezwały się armaty z jednej i z drugiej strony. Huk ich mógł zwiastować narodowi albo niewolę, albo wyzwolenie. Na kilkanaście kilometrów od Warszawy stanęła armia rosyjska, która dostała nakaz zajęcia w nocy z dnia 14 na 15 bm. Warszawy. Wewnątrz stolicy ludzie, którzy pozostawali w służbie wroga, prowadząc politykę sowiecką, mieli nakaz aresztowania rządu i ogłoszenia rządu sowieckiego. Wola narodu, wola stronnictw reprezentowanych w Sejmie, powołała w mojej osobie lud, aby w tej chwili poświęcił wszystko, co posiada, aby unicestwić plany wroga, przygotowane i bliskie wykonania. Na podobnym temu, na którym dziś stoję balkonie, o 12-ej godzinie w dniu 14 sierpnia, upamiętnionym niezawodnie w historii polskiej, patrzyłem na ulice stolicy i badałem nastrój. Zdawało mi się, że stolica nie czuje grozy niebezpieczeństwa, nie czuje w sobie siły, aby niszczącą katastrofę usunąć i najazdowi się przeciwstawić.

Wojska rosyjskie bez wielkich trudności osiągnęły pierwszą linię obronną Warszawy. Na drugiej linii znalazły się dzieci tej ziemi, znalazł się pułk tarnowski, który pod silnym naporem zmuszony był się cofnąć. Wojska polskie, cofające się od paru tygodni, wojska pędzone paręset kilometrów, bite, niezaradne, wątpiące, miały bronić Warszawy! Byłem między tymi wojskami i ujrzałem, że nie liczba, nie masa, ale świadomość, że się walczy o dobrą sprawę, ale męstwo i wiara mogą zmienić położenie! Ci, którzy byli pędzeni przez hołotę - bo tak trzeba powiedzieć, gdy mowa o armii bolszewickiej - zrozumieli, że niebezpieczeństwo zawisło nad państwem, nad narodem, nad całością.

Żołnierz nagi, bosy, ale o gorącym sercu, poczuł się naraz odpowiedzialnym za państwo, poczuł się panem swej ziemi, zrozumiał swoje posłannictwo. Trzeba było widzieć żołnierzy z pułku, który za karę został rozwiązany, aby się przekonać, że wczorajsi tchórze stali się bohaterami. Na kilka kilometrów od pierwszej linii tworzyły się przecie okopy, murem stanęli w nich chłopi, robotnicy, stanęli żołnierze polscy. W oczach naszych dokonała się niesłychana przemiana; żołnierz stanął, zarył się stopą w piach mazowiecki i uratował Warszawę.

Przyjaciele, sojusznicy nasi, wielkie potęgi Zachodu zwątpiły w nas. Jeden z dyplomatów rzucił mi pytanie, które biło w twarz i paliło wstydem. Pytanie, na które nie było właściwie odpowiedzi. "Czy Polacy chcą bronić swej niepodległości? Czy do obrony są zdolni?" Pytanie to skierował ów dyplomata do mnie, jako kierownika rządu. Należy dać odpowiedź - ale dać ją czynem. Nie wiem, czy Polska będzie jeszcze przeżywać takie chwile. Gdy jednak patrzę na to, co się stało, widzę, że naród dał odpowiedź. Drugie pytanie, jakie ów dyplomata skierował do mnie, brzmiało: "Ciebie przedstawicielu ludu postawiono na czele rządu. Czy lud, robotnicy, czy inteligencja pracująca jest na tyle polska, aby odpowiedzieć zadaniu?" Moją odpowiedzią była wiara i wezwanie ludu do spełnienia obowiązków wobec Ojczyzny. I stała się rzecz nieoczekiwana! W chwili największego niepokoju, gdy atakował wróg nienawistny, gdy Warszawa stała otworem, gdy z Moskwy wyszło hasło aresztowania rządu - uderzyły pierwsze pułki na wroga; ale była to chwila, w której cały naród zrozumiał, że broniąc Warszawy, broni niepodległości państwa, broni własnego bytu! Przeżyliśmy kilka dni brzemiennych w wypadki, przeżyliśmy kawał historii Polski. W ciężkich dniach smutku, kiedy przed narodem stanęło groźne "być albo nie być", odpowiedź nasza poszła tylko w tym kierunku: "być". Rząd zażądał od Was ofiar i to ofiar wielkich, bo ofiar mienia i krwi. Skoro o tym mowa, to stwierdzić muszę, że rząd nie myśli głaskać nikogo, rząd myśli rozkazywać.

Rząd nie chce być despotyczny; jest i będzie rządem demokratycznym, ale chce być przede wszystkim rządem, który zabezpieczy byt państwa. Jesteśmy świadkami niebywałego w dziejach zwycięstwa. Nie wolno jednak spocząć na laurach. Odrzuciliśmy niebezpieczeństwo naszej zguby, ale wróg pcha się jeszcze ciągle w nasze dziedziny. To, co było największym zwycięstwem w tej wojnie, to - odnalezienie siebie i własnych sił przez naród. Ja na tym budowałem. Czy za parę tygodni będę mógł stanąć przed Wami i powiedzieć: "Polska uratowana" - tego nie wiem! Ale powiem, że jeśli wysiłek narodu pójdzie dalej, jak dotąd, to zwycięstwo Polski zapewnione.

Zaznaczyć możemy, że chwilowe zajęcie części Galicji Wschodniej, okrążenie Lwowa hordami bolszewickimi, zbałamuconymi przez agitacje, podnieconymi obietnicą mordu i korzyści, to rzecz przykra, ale zostanie w krótkim czasie zlikwidowana. Nie frazesy, nie wiecowe gadanie, ale wiara we własne siły, zdolność do ofiar i zgodny wysiłek całego narodu sprawiły, że Polska, która przed paru dniami była nad przepaścią, stoi dziś pewna siebie. Ratowanie niepodległości, bytu państwowego i przyszłości narodu ze strony całego narodu było tak wydatne, że nie potrzebowaliśmy niczyjej pomocy. Wierzymy, że za parę dni nasz byt będzie uratowany i z dumą stwierdzam, że uratowany będzie nie obcą siłą, ale siłą i ofiarnością narodu. To nam daje zadośćuczynienie. Myśmy wielkość i niepodległość odzyskali tanio; są narody, w pierwszym rzędzie bohaterska Francja, które wielkość swą okupiły potokami krwi. Francja w obronie swej niepodległości straciła 5 milionów ludzi. Myśmy teraz, w tych ostatnich tygodniach okupili wolność naszą. Krew, przelana w walkach z bolszewickim najazdem, cementuje trwałość i całość państwa. Przeżywamy chwile wielkie. Na czele rządu postawiono chłopa, przez co stwierdzono, że państwo się opiera na ludzie. Okres ten zapisze historia na jasnych kartach, jeżeli do końca wytrwamy, jeżeli do końca nie stracimy wiary w siebie, jeżeli dalej ochotnie składać będziemy ofiary, jakich Ojczyzna zażąda.

"Monitor Polski", nr 191, z dn. 24 VIII 1920, s. 5





7 IX 1924. O sprawach państwowych

Wystąpienie na zebraniu PSL "Piast" w Ciszanowie. Po dymisji gabinetu w grudniu 1923 r. W. Witos uaktywnił się w działalności politycznej w PSL "Piast". Uczestniczył w wielu zjazdach i zgromadzeniach, wygłaszając przemówienia. Np. tylko w miesiącu kwietniu uczestniczył w siedmiu dużych zjazdach powiatowych w Wielkopolsce.

Każdy człowiek, który nie tylko chce mówić o sprawach państwowych, lecz brać za nie odpowiedzialność, a szczególnie za to, co zrobił, jest w kłopocie, gdy znajdzie się na zebraniu, takim jak dzisiaj, często bowiem przychodzi mu mówić nie tylko o tym, co dotyczy bezpośrednio słuchaczy, lecz także o sprawach, które będąc zasadniczej natury, ani nie są bardzo pociągające, ani nie dają poklasku, wymagają natomiast wytrwałej pracy i ofiar, a do nich nie każdy i nie zawsze w dzisiejszych czasach jest skłonny. Żyjemy w państwie wolnym, stąd sposób wyrażania naszych myśli musi być inny.

Dawniej szło wszystko z góry, kazano nam myśleć i mówić, choć nie każdy chciał to czynić, dziś, mając wolność wyrażania naszych przekonań, i korzystając z niej, trzeba na każdym kroku pamiętać, że aczkolwiek dzielą nas pewne różnice mniej lub więcej zasadniczej natury, to jednak wszyscy jesteśmy w tym zgodni, że na istnieniu państwa i dobrobycie jego obywateli nam zależy.

Chcę mówić przede wszystkim o sprawach państwowych, a tych nie załatwia się ani wykrzyknikami, ani oszczerstwami i wylewaniem pomyj na swoich przeciwników politycznych, a często osobistych, lecz twórczą, zgodną i celową pracą, która jedynie przynosi pożytek.

Można, mówiąc o sprawach państwowych, mieć na oku naprawdę interes państwa, można jednak mieć także interes własny.

Gdy ktoś w tak ważnej sprawie załatwia tylko interes własny, to szkodzi i sobie i państwu, bo obywatel dopiero wtedy szczęśliwy być może, gdy państwo jest bezpieczne i szczęśliwe, a nigdy odwrotnie.

W posunięciach polityki ludowej różni odpowiedzialni jej kierownicy nie zawsze dogadzają ogółowi, który, częstokroć zajęty sprawami bieżącymi, nie obejmuje szerszych horyzontów.

Chodzi o to, że państwa nie buduje się na rok, dwa lub dziesięć, lecz na setki lat i dlatego budować je należy nie tylko dla siebie, lecz także i dla dalszych pokoleń.

Chodzi dalej o to, by w zaślepieniu nie rzucać haseł demagogicznych, których na drodze legalnej zrealizować nie można, by tak pokierować polityką ludową, by państwo i społeczeństwo odniosły z tego pożytek.

Już sam wygląd dzisiejszego zebrania wskazuje, czym jest Polska. W Polsce, obok Polaków, mieszka 30 proc. obcych narodowości i z tym faktem liczyć się należy.

Mają one, jak każdy w państwie obywatel, różne prawa, lecz nie zawsze cechuje ich równość obowiązków, do czego trzeba ich wdrażać drogą ścisłego przestrzegania prawa.

Polska jest państwem leżącym między Niemcami a Rosją, o których wiemy, że zbytnią życzliwością nie grzeszą.

Nie wiemy, kiedy zabłysnąć może miecz, lecz wiemy, że to może przyjść prędzej wtedy, gdy wewnątrz państwa obywatele staczać będą z sobą nieustanną, a bardzo często bezcelową i nierozumną walkę. Wszystkie państwa na świecie starają się o to, by były bezpieczne, by to bezpieczeństwo było zupełne, bo tylko wtedy obywatele spokojnie pracować mogą. By zabezpieczyć państwo, potrzeba siły, bo ona daje ochronę i ona stwarza solidarność. Prawo bez siły jest abstrakcją.

Przypatrzmy się, jak pracują w tym kierunku inne państwa. Francja, która posiada naród cywilizowany, która jest państwem zwycięskim, lecz zniszczonym, stara się nie o drobiazgi, lecz o bezpieczeństwo dla kraju. Anglia czyni to samo. Skoro robią to państwa silne, musimy i my pójść za ich przykładem. Musimy wytworzyć w kraju taką siłę obronną, która by dawała gwarancję, że państwa naszego nikt nie uszczupli i że ono ostanie się całym i rość będzie w znaczenie na arenie międzynarodowej, gdzie często decyduje się o losach państw z nimi lub bez nich, zależnie od ich siły.

Lecz, by tego ogromu pracy dokonać, trzeba, by stosunki wewnętrzne byty zdrowe, gdyż chory organizm na siłę nigdy zdobyć się nie może. Przechodząc do stosunków wewnętrznych, mógłbym zrobić pewne porównanie. Są ludzie, którzy, gdy się pali cała wieś, a ich chat płomień nie ogarnia, uważają to za szczęście, są też inni, których nieszczęście ogółu głęboko dotyka.

Tak też dzieje się i w polityce. Jednym do szczęścia wystarcza interes osobisty, zaszczyty, ich świetna kariera, inni uważają, że aczkolwiek i te wartości doczesne są dobre, to lepszym jednak jest szczęście ogółu, które ściśle wiąże się ze szczęściem państwa, czyli że jedni, mówiąc prościej - myślą więcej o sobie, drudzy mają na względzie przede wszystkim interes państwa.

Są i tacy, którzy wbrew logice, doświadczeniu i interesowi państwa głoszą, że rozbijanie, kłamstwo i demagogia są dla państwa dobrodziejstwem, są jednak i inni, którzy uważają, że zgoda, współdziałanie, sumienie, czystość charakteru są czynnikami budującymi państwo.

Jeśli o państwo chodzić nam powinno i musi, to prócz ochronnych sojuszów potrzeba wytworzyć własną siłę, nie potencjalną, lecz żywą i twórczą, bo tylko taka może dać państwu bezpieczeństwo, a obywatelom spokój, a czymże jest państwo?

Państwo - to wy obywatele - to wasza praca i trud, to spoistość społeczeństwa i jego siła - to wszystkie urządzenia administracyjne, to wojsko, jako ramię jego siły.

Jeśli społeczeństwo będzie silne, państwo trwać będzie wieki, gdy nie będzie spoistości, państwo zacznie się rozsypywać i zginie, choć pozostaną ludzie, lecz ludzie z piętnem niewolnictwa na czole, a każdy z Was wie, że los niewolnika jest straszny.

Z tego, że Polska powstała, wszyscy Polacy są zadowoleni, lecz z tego, że Polska jest nie wszyscy się cieszą. Polska posiada bardzo liberalną konstytucję, lecz dół ze swoją strukturą społeczną z niej w pełnej mierze korzystać nie może. Dlatego też są potrzebne zmiany. By je przeprowadzić, potrzeba większości, tę zaś uzyskuje się przez konsolidację wszystkich czynników, które dla dobra państwa pracować chcą i umieją.

Państwo jest silne, gdy społeczeństwo jest skonsolidowane, dlatego konsolidacja jest konieczna, a to tym bardziej, że posiadamy wielu wrogów. Nie wszyscy Niemcy pogodzili się z tym, że Polska jest ich przybraną ojczyzną. Ich dążenia i myśli skierowują się ku Berlinowi. Ukraińcy i Białorusini na wschodnich kresach, podburzani przez różnych agitatorów, nawet takich, którzy w Sejmie polskim siedzą, odnoszą się do państwa polskiego wrogo. U nas w Małopolsce, tak chłop polski, jak ruski, szczerze pragnie spokoju i zgody, lecz agitacje różnych prowodyrów, często mających swe źródło moralne i materialne zagranicą, wyrządza w pierwszym rzędzie wiele szkód samym Rusinom, a także i państwu.

Część społeczeństwa żydowskiego przez usta swoich sejmowych reprezentantów podnosi również często urojone krzywdy w tym państwie, gdzie przecież Żydzi mają zupełne równouprawnienie, a nawet zdobyli przywileje.

Nie chcąc więc państwa doprowadzić do katastrofy, nie wolno siedzieć z założonymi rękoma i obojętnie się temu przyglądać, gdyż za wiele ponieśliśmy ofiar mienia i krwi, by je zbudować.

Że jest źle w państwie, wiele się na to przyczyn złożyło. Lecz dużo winy ponosi też Sejm. Sejm nasz nie zawsze stoi na wysokości swego zadania. Kto chce kuć prawa dla społeczeństwa - musi mieć pewne doświadczenie życiowe i pewne wyrobienie polityczne.

Tego by o wszystkich posłach sejmowych dziś powiedzieć nie można. Często też przeważa interes partyjny pewnych grup parlamentarnych nad interesem państwowym i stąd są konflikty. Lecz największym dla Polski nieszczęściem - to brak stałej większości sejmowej. On to doprowadza do tego smutnego stanu, że niemal co pół roku mamy inny rząd.

W początkach naszego życia państwowego przyszli do steru ludzie, którzy zamiast budować od fundamentów, budowali od góry.

Większość sejmowa potrzebna na to, by na drodze legalnej uporządkować w Polsce stosunki, by przeprowadzić najkonieczniejsze reformy społeczne, bez których Polska silna być nie może.

Gdy przypatrzymy się państwom zagranicznym, to zasada większości parlamentarnej jest tam dawno ustalonym dogmatem politycznym, bez którego nie ma rządu.

Toteż, dążąc do stworzenia tej większości, zwróciłem się z opracowanym programem do stronnictw sejmowych z propozycją. Znane jest stanowisko "Wyzwolenia", które większości parlamentarnej nie chciało, lecz odkładało ją do czasu, gdy bolszewicy staną u bram Warszawy.

Nie poszli na propozycję też i socjaliści, ani NPR. Trzeba więc było, jeśli się chciało wziąć odpowiedzialność za los państwa (a to jest obowiązkiem każdego polskiego posła), tworzyć większość z tymi, którzy do tego byli skłonni. Nie można bowiem ciągle wojować hasłami, lecz trzeba było koniecznie przynieść coś realnego i państwu i ludowi.

Wiadomo panom, że mnie prawica zwalczała, że nie było przezwiska i zbrodni, której by mi nie zarzucała. Lecz były to czasy wyborcze, gdzie nie zawsze przestrzega się form parlamentarnych, ani towarzyskich. Myśmy też nie pozostali prawicy dłużni, lecz walczyć ciągle nie można, gdyż tym się nie buduje. Trzeba było krzywdy osobiste poświecić interesowi państwa i to zrobiłem.

Nie rwałem się do rządów, gdyż rządzić w Polsce nie jest rzeczą ani łatwą, ani słodką, lecz uważałem, że idąc do rządu, spełniam obowiązek obywatelski.

Posypały się zarzuty, dlaczego z tymi, a nie z innymi stworzyłem większość. A przecież z tymi, co nie chcą niczego, niepodobna tworzyć, niepodobna tego uczynić, a często pomyśleć było potrzeba, że do gaszenia pożaru nie idzie się z podpalaczami.

Gdy się jednak doprowadza do tego, że mówi się "Zgoda" - trzeba otrzymać gwarancję.

Układ, który zawarłem, nie był, ani tajny, ani nikomu nieznany. Znały go wszystkie stronnictwa, wchodzące w skład większości, znał je też cały klub PSL, zaś panowie Bryl i inni czynili poprawki. Gwarancją układu mogli być ludzie wchodzący w skład rządu, no i oczywiście, ludzka uczciwość.

"Wola Ludu", nr 183, z 28 K1924, s. 1-3; "Piast", nr 39, z 28 DC 1924, s. 1-3; "Włościanin", nr 171, z 26 DC 1924, s. 1.




28 X 1931. Największym dobrem wolna Ojczyzna.

Tekst przemówienia Wincentego Witosa wygłoszonego przed Sądem Okręgowym w Warszawie, przed którym toczyła się rozprawa w tak zwanej sprawie brzeskiej. Przemówienie to w całości lub w streszczeniach zamieściło wówczas wiele gazet.

Czynów mych i myśli się nie wypieram.

W dniu wczorajszym zapytywał mnie pan przewodniczący Wysokiego Sądu, czy przyznaję się do zarzucanych mi przewinień i czynów. Odpowiedziałem, że do nich się nie poczuwam. Dzisiaj też Wysoki Sąd pozwoli, że starać się będę o uzasadnienie mojego twierdzenia i wyjaśnienie niektórych faktów w ramach oskarżenia się znajdujących. Czyniąc to, nie mam ani chwili na myśli wypierać się moich czynów, uważając, że to wszystko, co zrobiłem, było zgodne z duchem ustawy - było moim obowiązkiem obywatelskim.

Przedstawiciel włościaństwa

Stanowisko moje będzie oczywiście odmienne od wszystkich moich poprzedników, dających tu z ławy oskarżonych wyjaśnienia. A najprzód, dlatego, że jestem zwolennikiem innej ideologii, że jestem reprezentantem innej warstwy, innych interesów, a następnie także dlatego, że jeżeli chodzi o rzecz tak wielkiej wagi, jak przewrót majowy, inny jest stosunek mój do niego.

Zasługi "Piasta" wobec niepodległości

PSL "Piast", którego byłem współzałożycielem i kierownikiem, pod każdym niemal względem, miało swój początek w Galicji. Jego działalność niepodległościowa znana była z okresu przedwojennego i wojny światowej, a rezolucja, jaką członek tej organizacji śp. Tetmajer złożył, była jedną z tych, która dała wytyczne drogi Polskiemu Stronnictwu Ludowemu.

W wolnej Polsce

Do Sejmu polskiego weszliśmy w dużej liczbie. Wchodząc z tą liczbą, z tą przeszłością, musieliśmy mieć to przekonanie, że nie tylko trzeba było programu, ale trzeba było brać wszelkie konsekwencje z tego i odpowiedzialność.

Pomijam wiele innych szczegółów, może bardzo ważnych.

W r. 1920, a raczej w jego drugiej połowie, Polska znalazła się w niesłychanie ciężkim położeniu. Wypadki te są znane i nie chcę ich w tej chwili przypominać. W tej ciężkiej chwili i krytycznej sytuacji stronnictwo to wraz z innymi stronnictwami ludowymi podjęło się pracy, wielkiej pracy ofiarnej, pracy dla ratowania państwa. Weszliśmy do Rady Obrony Państwa, weszliśmy także do rządu.

Dojście do rządu jest dla niektórych celem całego życia. My stoimy na innym stanowisku. Rządy zawsze są tylko ciężarem i jeżeli kto obejmuje je, pojmując je poważnie, to albo obejmuje je z konieczności, albo przez kogoś wezwany.

Wychowanie ludu dla Polski

Nikt nie zaprzeczy, że bardzo ważnym czynnikiem był wówczas lud polski, stanowiący większość Polski. Ale lud ten nie był jeszcze wówczas zżyty i nie był do państwa przywiązany. Ci, którzy ludowi temu przewodniczyli, musieli się liczyć z tym, co robią i kogo za sobą prowadzą.

Trzeba przypomnieć ten moment, iż lud ten wszedł do państwa polskiego po 150-letniej niewoli. Wojna i wyczerpanie w kilkuletniej walce, ofiary, które ludność poniosła, doprowadziły do tego, że lud pragnął pokoju. Należało więc obalić to zobojętnienie. Należało tłumaczyć, że największym dobrem nie jest gospodarstwo na roli, nie jest majątek, ale największym dobrem jest wolna ojczyzna.

Jeżeli dało się wtenczas pociągnąć za sobą masy, to nikt nie zaprzeczy, że to był fakt wielkiej wagi i znaczenia państwowego.

"Piast" przy zawarciu pokoju

Przychodzi zawarcie pokoju. Zamknął się ten okres ciężki, okres niebezpieczny, ale okres w życiu państwa polskiego świetlany. Nikt nie może przy tym zaprzeczyć, że przy tej funkcji odegraliśmy wielką rolę. Jan Dąbski był członkiem naszego stronnictwa, które właśnie ten okres zakończyło.

Ustąpienie z rządu

Stałem wówczas u steru państwa. Uważałem, że wtedy praca moja się skończyła, gdyż uważałem, że powinny mnie zastąpić inne siły polityczne, więcej przygotowane, które więcej wniosą przygotowania państwowego i więcej wykształcenia. Marsz. Piłsudski był wówczas jednak innego zdania. Wspomnę jeden tylko fragment z tego okresu, a mianowicie: w liście, jaki do mnie pan Marszałek wystosował, były następujące słowa:

"Rząd Pana wywiązał się nie tylko ze swoich obowiązków, zdołał umocnić autorytet władzy wykonawczej, za co składam Panu szczere uznanie i podziękowanie".

Ale na tym się nie skończyło, gdyż przyznano mi najwyższe odznaczenie, jakim państwo rozporządza, tj. order Orła Białego. Nie odszedłem też wtedy od państwa, nie odeszło także Stronnictwo Ludowe "Piast". I przy tej pracy państwowej do tego czasu, aczkolwiek może w innej formie pozostaję.

Za demokracją parlamentarną

Stronnictwo to, jeżeli chodzi o jego tendencje i kierunek polityczny, było w wysokim stopniu stronnictwem umiarkowanym, które z tego powodu spotykał często zarzut, że nie idzie szybciej naprzód i nie łamie przeszkód, lecz stara się powoli uregulować te stosunki, jakie były w społeczeństwie zakorzenione i nie mogły być tak szybko zburzone.

Państwo znajdujące się w tym położeniu co Polska może być tylko wówczas bezpieczne, jeżeli ogół obywateli będzie współpracował nad nim. Stronnictwo też nasze dążyło i dążyć będzie do ukształtowania ustroju parlamentarnodemokratycznego.

Żyliśmy w innych państwach, patrzyliśmy na rozwój stosunków ich, widzieliśmy co stanowi siłę, a co stanowi niemoc państwa. Mieliśmy pewną naukę z przeszłości, wiedzieliśmy, że jeżeli większość obywateli nie będzie przywiązana do państwa, to w razie złej chwili społeczeństwo to nie będzie w stanie go obronić, a przecież nikt nie zaprzeczy, że państwo może żyć nie tylko w spokoju.

Państwo również może znaleźć się w tej sytuacji, że zmuszone będzie do wojny. Wojna jest nieszczęściem, ale jest nieuniknionym złem. Jeżeli państwo chce bronić swojego bytu, to musi się zwrócić do obywateli, do ich patriotyzmu, do ofiar mienia i życia.

Lud musi być związany z państwem

Stosunki tak się ułożyły, że lud wiejski stanowi w państwie polskim ogromną większość.

Odpowiedź na to, jaka powinna być polityka państwowa, jest jasna, a więc celem jej ma być interes państwa, a następnie polityka tego państwa w stosunku do ludu musi być taką, aby on do tego państwa był przywiązany.

Robotę tę staraliśmy się prowadzić i prowadziliśmy z pewnym powodzeniem. Stan powojenny ludności, zgliszcza materialne i fizyczne nie były jednak podatne do tego, aby prowadzić propagandę konieczności państwowych. Dlatego też często szeregi naszego stronnictwa opuszczali różni ludzie, toteż praca nasza nie była łatwa i nie mogła być prędką. Niejednokrotnie bardziej postępowe żywioły zarzucały nam wstecznictwo, a często nasze szeregi opuszczali różni ludzie. Ja się do miana "wstecznika" przyznaję.

Znam historię Polski, znam jej rolę, jaką odgrywała w stosunkach międzynarodowych i znam jej upadek. Widziałem braki i chciałem, aby w pewnej mierze w przyszłości błędów tych, luk i braków uniknąć.

Był przecież okres czasu, kiedy Polska była biedna, kiedy nie miała konstytucji, nie miała wojska, nie miała pieniędzy i w takich to chwilach trzeba było ludziom wykazać, jak wielką rzeczą jest wolność narodu.

Nienaruszalność konstytucji

Przyszedł jednak czas, kiedy temu ludowi dano konstytucję. Mieliśmy wówczas prawo powiedzieć ludowi polskiemu, że konstytucja ta będzie nienaruszona, że jest to jak gdyby Ewangelia, chcieliśmy mu wtedy powiedzieć, że ojczyzna żąda od niego nie tylko podatków, krwi i ofiar, ale że jest jej wolnym obywatelem i ma wolność zabierania głosu.

Był okres, kiedy pomiędzy rządem i ludem polskim istniała ta wspólnota, kiedy zapadłe nawet wioski miały kontakt z państwem przez swoich przedstawicieli w Sejmie. Wtedy szerokie rzesze ludności interesowały się wszystkimi przejawami życia państwowego. To chyba jest rzeczą dla państwa bardzo pożyteczną, jest rzeczą, która państwu daje bezpieczeństwo. I w rzeczywistości pomimo błędów, które popełnił Sejm, były one jednak drobnymi wobec ogromnej jego roboty uświadamiającej.

Przeciw systemowi Piłsudskiego

Przyszedł przewrót majowy i przyszło wszystko to, co przewrót ten przyniósł. Ja stałem wówczas na biegunie innym, niż wszyscy moi dotychczasowi przedmówcy.

Przyznaję zgodnie z aktem oskarżenia, że byłem przeciwnikiem nie Piłsudskiego, ale przeciwnikiem tych metod i tego sposobu rządzenia, bo zależało nam, aby skołatana Polska miała choć na krótki czas upragniony spokój.

Dlatego to na nasze dobro należy zapisać fakt, iż stronnictwo, które negatywnie ustosunkowało się do rządu Marszałka Piłsudskiego było tak lojalne, że głosowało na tego, kto dokonał przewrotu, robiąc go wtedy Prezydentem Rzeczypospolitej.

Stronnictwo nasze poszło jeszcze dalej, bo kiedy Piłsudski zrezygnował z prezydentury, to znowu głosowało na tego, kogo wskazał Marszałek Piłsudski. Lojalność aż za daleko posunięta. Uważałem, że byłem zwyciężony, jako człowiek i jako polityk - zwycięzcy trzeba zostawić pole do pracy, bo uważam, że w Polsce nie można robić eksperymentów.

Przyszła więc dyktatura. Urzędowo w Polsce jej nie było, formalnie nie było, ale w rzeczywistości była.

Sądziliśmy przy tym, że jeżeli kto sięga po władze, to niezawodnie ma przed sobą wielki plan, który chce urzeczywistnić.

Nie od rzeczy będzie nadmienić w tej chwili, że na krótko przed objęciem rządu w maju 1926 roku, pragnąłem porozumieć się z Marszałkiem Piłsudskim, posyłałem do niego zaufanego i znanego w Polsce człowieka, jednakże otrzymałem od niego obelgę, którą schowałem do kieszeni. Jeżeli jestem obywatelem państwa polskiego, to mam obowiązek troszczyć się o to państwo, więc musiałem starać się, żeby w Polsce przeprowadzić pewne zmiany. Nie wypłynęło to jednak ze złości do Piłsudskiego, ale leżało to w interesie Polski.

Kongres w obronie prawa, demokracji i parlamentaryzmu

Odbyło się wielkie zebranie, Kongres Krakowski. Kongres ten, mimo przeszkód, zgromadził parę tysięcy ludzi. Nie było to rzeczą łatwą, aby w obecnych warunkach tysiące te zgromadzić. W tym czasie, kiedy partie sponiewierano, skopano, było jednak coś, co ludzi wiąże.

Na tym Kongresie myśmy nie próbowali zamętu, myśmy nie podburzali tłumu przeciw rządowi. Myśmy uważali, że jakikolwiek rząd jest, jest rządem polskim i obowiązkiem jego jest zrobić w Polsce porządek.

Trzeba przeczekać chwilę odpowiednią i pozwolić mu to wykonać. Dlatego na tym wielkim Kongresie, zabierając głos zaznaczyłem, że głównym zadaniem politycznym Polskiego Stronnictwa Ludowego jest utrzymanie i ochrona naszego państwa, utrzymanie obecnego ustroju państwa, dążenie do reformy parlamentaryzmu.

Przychodzi potrzeba uchwalenia budżetu. Wówczas PSL "Piast" staje na gruncie państwowym i daje państwu budżet.

Mówiono wiele o potrzebie zmiany konstytucji, mówiono, że wszystkiemu winna jest zła konstytucja. Stronnictwo nasze uważa, że może należy zmiany tej popróbować, ale nie dlatego, że z tamtej strony sobie tego życzą, ale dlatego, że zmiany te są pożyteczne.

Toteż ze swej strony PSL "Piast" zaproponowało pewne zmiany. Okazało się jednak, że zło leży gdzie indziej.

Dzieje Sejmu wykazały, że oskarżanie stronnictwa, które tyle pracy oddało dla dobra państwa, o rewolucyjność, jest niesłusznym, bo to z jego działalności nie wynika, bo to stronnictwo, które daje budżet państwu, przyczynia się do utrzymania rządu.

Rządy parlamentarne mają to do siebie, że nie tylko muszą liczyć się z opinią, ale muszą liczyć się też ze swoimi kontrahentami. Był może jeden rząd w Polsce przez nikogo nie kwestionowany, to Rząd Obrony Narodowej w r. 1920, ale i ten rząd spotykał się również z trudnościami.

Nadużycia i nieprawości wzmagają się

Od wypadków majowych rządy nie mają takich trudności. Dlatego też my, którzy przypatrujemy się nie tylko krytycznie, ile jako ludzie neutralni, musimy przyjść do przekonania, że nie tylko nie usunięte zostały łajdactwa, nadużycia i nieprawości, ale na odwrót, wypadki te mnożą się coraz więcej i zaczynają się dziać rzeczy dla państwa przykre, wytwarzające przepaść między społeczeństwem a rządem.

Polska miała i ma przed sobą do rozwiązania bardzo wiele ciężkich zagadnień natury międzynarodowej i zagranicznej. Nie będę o nich mówił. Wiem, że nawet jeżeli całe społeczeństwo, jak jeden mąż stanęłoby w jednym obozie, nie jest w stanie tego wszystkiego rozwiązać i załatwić w krótkim czasie, bo to jest zadanie olbrzymie. Ale jeżeli społeczeństwo jest skłócone, to każdy myślący obywatel musi mieć obawę, że traci czas na walkę wewnętrzną i nie tylko wszystkich, ale żadnego problemu się nie załatwia.

Cofanie się polskości na wschodzie

Na Kongresie Krakowskim, który miał miejsce w dniach 28 i 29 czerwca 1930 roku - mówiłem. Nie jest to odkryciem policji. Witos - mówi oskarżony - wspominał tam o niebezpieczeństwie dyktatury, poddał krytyce dorobek tej dyktatury, wskazywał na cofanie się żywiołu polskiego w Małopolsce, zaznaczał, że żywioł polski w Małopolsce Wschodniej, będącej pod zaborem austriackim, trzymał się dzielnie, że rósł; powiedział, że żywioł polski w Małopolsce Wschodniej za czasów polskich się cofa, i tego w tej chwili nie zapieram.

Sądzę, że mnie jako obywatelowi państwa nie tylko wolno zwrócić uwagę na to, co się dzieje w danej części kraju, ale moim świętym obowiązkiem to powiedzieć. Dlatego to mówiłem wówczas, ale i obecnie powtarzam, bo było to moim obowiązkiem.

Zebrania poselskie szkolą państwowości

Były inne zebrania i na tych zebraniach również byli funkcjonariusze policyjni, którzy skrzętnie, prawdopodobnie, notowali moje przemówienia. Gdyby mnie jednak zapytano, jak spisać akt oskarżenia, to dałbym lepsze wskazówki. Akt oskarżenia wymienia różne jeszcze miejscowości, gdzie jeździłem, gdzie przemawiałem, po co jeździłem na te zebrania. Zebrania poselskie uważałem za szkołę obywatelską, zebrania nasze musiały być rzeczowe, musiały dotyczyć spraw aktualnych. Przestrzegałem przed insynuacjami i oszczerstwami. Nie używałem takich zwrotów o dyktaturze, jak na czym ona wjeżdża i wyjeżdża. Zebrania nasze kończyły się zawsze jednym zwrotem: "Jesteście w pełni uprawnionymi obywatelami, stanowicie w Polsce klasę najliczniejszą, nie wolno wam być ani martwymi, ani obojętnymi na przejawy życia politycznego w Polsce. Cokolwiek jednak robicie, baczcie, że nie wolno łamać ani litery prawa, ani przepisów. Musicie wszystko robić w ramach prawa". Na tym kończyły się zawsze zebrania. Ja wiem, w jaki sposób policjant, który z odległości 300 kroków palił papierosa, robił swe sprawozdania z tych zebrań!

"Rebelia" przy pomocy Związku Wójtów

Zarzuca się mi również urządzanie zebrań nielegalnych. Trzeba było stworzyć formę, by nareszcie "Witos także tworzył rebelie". A więc mówi się o Tarnowie, o Słupczy, o Wierzchosławicach itd. Nie wiem dlaczego wybrano te punkty. Jeżeli chodzi o Tarnów, to niedawny jest okres czasu, kiedy został rozwiązany Związek Wójtów. Wówczas poleciłem sekretarzowi, ażeby zwołał nie Związek Wójtów do Tarnowa, ale poszczególnych ludzi, abym mógł im zakomunikować decyzję. I to posłużyło jako argument do zarzucenia mi przygotowania rebelii.

Oskarżenie o ten czyn opiera się na doniesieniu niejakiego Krupińskiego, ówczesnego starosty w Tarnowie. Przypomnieć więc muszę, jak to Marszałek Daszyński mówił publicznie w Sejmie w październiku r. 1919, iż dyrektorem policji w Krakowie - był nim wówczas właśnie Krupiński - jest indywiduum, które aresztowało Peowiaków i dopuszczało się ekscesów w stosunku do działaczy narodowych. Indywiduum to zgłosiło się do mnie, ażeby dostarczyć mi materiałów kompromitujących p. Marszałka Piłsudskiego. Ofertę tę ze wzgardą odrzuciłem. W akcie oskarżenia powiedziane jest natomiast, że ja usiłowałem te materiały zdobyć.

W Wierzchosławicach odbyło się również zebranie dnia 3 maja 1930 r. O rezolucję na tym zebraniu jest oskarżony Witos. Ale zaznaczam, że na tym zebraniu nie przewodniczyłem, ani rezolucji nie przedkładałem.

Skrępowanie ludu i dyktatura administracji

Z natury rzeczy tak bywa, że jeżeli pewna garstka ludzi, albo jakiś człowiek obejmie władzę, stara się tę władzę rozszerzyć, ale wtedy musi ukrócić prawa obywateli. Ale tym zamierzeniom właśnie stronnictwo nasze się przeciwstawiło.

Panowie Sędziowie! Obecny system idzie w kierunku skrępowania praw ludu wiejskiego, a ja z tego miejsca chcę stan tego ludu przedstawić. Lud prowadzony do państwa widział w nim swą przyszłość, oddał mu się z ufnością, ale chciał, by państwo odpłaciło mu to sercem. Tymczasem z chwilą, gdy dyktatura zaistniała w Warszawie, rozszerzyła się również na wszystkich policjantów. Ale jeżeli dyktatura ta w Warszawie była inteligentna, to dyktatura policjanta nie była inteligentna, bo policjant nie dorasta do tego stanowiska. A jednak był to człowiek, który rządził i sądził.

Lud obojętnieje dla państwa

Stan ten wywołuje niechęć wśród ludu do urzędników, a przez utożsamianie urzędników z państwem niechęć ta przechodzi na państwo. Trzeba temu położyć kres. Lud obojętnieje dla państwa, nie znajdując opieki, a czując pogwałcenie swych praw, zostaje na boku.

Wysoki Sąd przyzna, że obywatel, który chciałby w państwie widzieć ideał, nie mógł na to patrzeć. Musieliśmy więc wskazać, że to są czasy przejściowe, że jednak w ręku obywateli leży, żeby te zmiany przyszły.

Walczymy kartką wyborczą

Przez co jednak te zmiany można osiągnąć? Bardzo poważną bronią są wybory. Dawniej o władzy rozstrzygały armaty, karabiny. Teraz jest kartka wyborcza, bo nowe życie kulturalne, bo demokracja uznała ją za broń odpowiednią. Ale jeśli przychodzą wybory i wyborca nie mógł swobodnie spełnić swego prawa, ale jeśli wychodzi z urny co innego, niż to kładzie wyborca, albo jeśli często policjant uczył pięścią, jak należy głosować, to nic dziwnego, że ten obywatel od tej urny uciekał. I tuśmy przegrali. Ale nie tylko my przegraliśmy, przegrało również i państwo, a państwo nie może przegrywać ani na wewnątrz, ani na zewnątrz.

"Chłopi nie robią rewolucji"

Postanowiliśmy więc temu położyć kres. Ale nie w ten sposób, jak nam zarzuca oskarżyciel publiczny. Nie było mowy o żadnym marszu na Warszawę.

Chciałbym, ażeby pan oskarżyciel publiczny wskazał mi na to, kiedy chłopi robili rewolucję. Znam chłopów jako element nadzwyczaj spokojny. Wiem, że kiedy się zwoływało Kongres do Krakowa, to chłopi pytali się, czy tam nie będą się bić. Zamierzenia nasze szły w innym kierunku.

Rewolucja szaleństwem dla Polski

Polskę na rebelię, na zamachy i na rozruchy nie stać. I będzie to trwało jeszcze długo. Polska będąc w tych warunkach geograficznych, materialnych i narodowościowych, jeżeli by poszła na to szaleństwo, to mogłaby zapłacić sobą, a co najmniej kawałem swego obszaru.

Rewolucji więc nie chcieliśmy, bo Polski na loterię wystawiać nie mieliśmy zamiaru. A ja, któremu przecież patriotyzmu odmówić nie można, umiem się z tym liczyć, a tylko dla dokuczenia p. Piłsudskiemu tego zrobić nie mogłem i nie mogę.

Zeznania w Brześciu

Jeżeli chodzi o Kongres Krakowski, to złożyłem o tym zeznanie. W znanych warunkach w Brześciu. Mógłbym o tych warunkach mówić, ale ponieważ jest co do tego zakaz Pana Przewodniczącego, to ja zakazu tego się trzymam. W Kongresie Krakowskim wziąłem udział, byłem jednym z przewodniczących, godziłem się z uchwałą, która została powzięta, i godzę się z nią obecnie, uważam bowiem, że mieści się ona w zakresie praw i obowiązków obywatela. Jestem przeciwnikiem dyktatury i rządów jednostki z głębokiego mego przekonania. Uważam za rzecz konieczną, ażeby z tym systemem, z tym rządem i "reżimem" w Polsce skończyć. Ale kiedy akt oskarżenia zarzuca mi, iż powiedziałem "skończyć przez zepchnięcie go", to muszę zaprzeczyć temu, bym użył tego wyrazu. Wylągł się on w głowie policjanta.

Polska musi oprzeć się nie na jednym człowieku, lecz na całym społeczeństwie.

Chcę zaznaczyć, że to zebranie krakowskie, któreśmy przygotowali, to była chęć poinformowania społeczeństwa o istotnym stanie rzeczy. Uważam, że nigdzie, w żadnym państwie nie wystarczą ani klika, ani poszczególny człowiek, że musi być przygotowane całe społeczeństwo, bo społeczeństwo uświadomione jest dopiero pewnym.

Nie chcemy, ażeby Polska budowaną była na jednym człowieku, chcemy, ażeby budowało ją całe społeczeństwo. Tą zasadą kieruję się do dnia dzisiejszego.

Jeżeli chcę, aby pracą państwową zainteresowało się szerokie społeczeństwo, to uważam, że rządy konstytucyjne i parlamentaryzm są najlepszym do tego sposobem i najlepszą drogą.

Rząd zaborczy nie deptał mego człowieczeństwa

Nie chciałbym już nużyć Wysoki Sąd, ale mimo woli przypominają mi się koleje mego życia. Byłem przecież obywatelem innego państwa, byłem posłem na Sejm Galicyjski. W Sejmie tym zabierałem często głos mocny. Należałem do parlamentu austriackiego, gdzie również zabierałem głos. W czasie wojny uważany byłem za zwolennika Ententy. Oskarżono mnie o zdradę stanu i o innych 5 zbrodni, wytoczono mi śledztwo, przesłuchiwano. Ale mimo wszystko ten rząd zaborczy, który znał moje stanowisko i moją pracę, nie wtrącił mnie do lochu ani nie deptał mojej godności i mego człowieczeństwa.

A w Polsce, Wysoki Sądzie, byłem tym Prezesem Rządu, który został przez zamach majowy obalony. Nie ja dokonałem zamachu, ale ja wraz z rządem stałem się ofiarą zamachu. A rząd ten nie był przecież rządem uzurpatorskim, był rządem konstytucyjnym, zatwierdzonym przez Prezydenta Rzeczypospolitej. A więc kto inny robił zamach i spisek, a ja siedzę na ławie oskarżonych.

Prawdziwi zamachowcy w Polsce muszą trafić na ławę oskarżonych.

Wierzę jednak zawsze, że w Polsce jest prawo i to równe prawo dla wszystkich, dlatego też siedząc dzisiaj na ławie oskarżonych, ośmielam się zapytać pana przedstawiciela oskarżenia publicznego, czy nie zna tych ludzi, którzy dokonali zamachu i czy to było przestępstwem? Bo jeżeli jest tak, to powinna być wielka zmiana, i spodziewam się że ta zmiana nastąpi.

Dlatego siedząc na ławie oskarżonych, nie wdając się w to, jaki będzie wyrok, spodziewam się, że nareszcie przyjdą w Polsce takie zmiany, kiedy prawo i sprawiedliwość będą górą, i kiedy na ławie oskarżonych zasiądą ci, co nie tylko zamach przygotowywali, ale także którzy go chcieli i dokonali.

Bezpłatny Dodatek do tygodnika "Zielony Sztandar"





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz